Jan Błachowicz po UFC w Krakowie.
Przegrałem bitwę, ale nie wojnę.
Przyszła pora na kilka słów ode mnie po walce na UFC w Krakowie. Na początku chciałbym bardzo podziękować za doping, bo nie zapomnę go do końca życia. To było elektryzujące doświadczenie wejść do hali wypełnionej dziesięcioma tysiącami gardeł, które przekrzykiwały przy moim wyjściu muzykę, a podczas starcia nieustannie dodawały mi animuszu. Jeszcze nigdy nie przeżyłem takich emocji dzięki dopingowi. Na żadnej innej gali nie doświadczyłem czegoś takiego i dlatego ogromnie dziękuję wszystkim, którzy przyszli i zdzierali dla mnie gardło.
Niestety, wiem, że zawiodłem wszystkich tych kibiców na hali oraz innych, którzy we mnie wierzyli. Zdaje sobie sprawę, jaką szansę zaprzepaściłem i tylko ja sam jestem za to odpowiedzialny. Jestem bardzo zły na siebie, bo przegrałem pojedynek, który był do wygrania. Zupełnie nie rozumiem – z perspektywy czasu – jak mogłem ubzdurać sobie, że prowadzę w tej walce i dyktuję warunki. Dopiero po pojedynku stopniowo docierało do mnie, jak bardzo zawaliłem i że nie zrobiłem w tym pojedynku nic, aby zwyciężyć z Manuwą, który był na wyciągnięcie ręki.